wtorek, 3 czerwca 2014

Samotny Wilk: Rozdział 4

Liv ciągle leżała na ziemi. Rękami objęła swą głowę, wkładając ją pomiędzy nogi, a z jej ust wydobywał się głośny krzyk. Rude włosy dziewczyny rozpłynęły się po podłodze, tworząc nań ognisty dywan. Dopiero teraz zauważyłam, że Liv płakała. Łzy spływały po jej policzkach strumieniami, jedna po drugiej. Widok ten sprawił, że udało mi się zareagować szybciej niż inni. Rzuciłam się na podłogę, klękając przy niej i kładąc moją chłodną rękę przy jej czole. Było gorące niczym nagrzane żelazko, ale wytrzymałam. Wiedziałam, że temperatura mojego ciała działa na nią kojąco.
- Liv, co się dzieje? – zapytałam z nadzieją, że nagle wszystko stanie się jasne.
- Są źli… Tak bardzo źli – znów zapłakała. Jej łkanie przerwał kolejny, niekontrolowany jęk bólu. Jedynie ja rzuciłam się jej na pomoc. Pozostali uczniowie w przerażeniu obserwowali całą tę sytuację, jednak nie zbliżyli się ani na krok. Nie wiedziałam czy uważać to za akt grzeczności, czy brak manier. Nie potrafiłam myśleć logicznie.
- Nic nie rozumiem – wyznałam równie zrozpaczona jak moja przyjaciółka. – O kim mówisz?
- Nie mogę, nie pozwolą mi. Przepraszam, Nicole. Tak bardzo mi przykro… - widocznie chciała powiedzieć coś więcej, ale jakaś dziwna, nieznana mi siła oddziałała na nią po raz kolejny, przez co wrzasnęła przeraźliwie, kuląc się i ciągle trzymając dłonie na swych skroniach.
- Ciii, spokojnie – szepnęłam, a do moich oczu napłynęły łzy. Co się do cholery działo? Oczy rudowłosej zaczęły powoli się zamykać, ukazując w międzyczasie białka. – Liv! Patrz na mnie, do diabła! – z trudem uniosła powieki, spod których spoglądały na mnie szare, zmęczone źrenice.
- To będzie pojutrze. Stara piwnica Marleyów – wyjęczała szybko, gwałtownie, na jednym wdechu. Przeszedł ją dreszcz, a oczy całkowicie się zamknęły. Zanim straciła przytomność, mocno ścisnęła moją rękę, raz jeszcze krzycząc z bólu.


- Nicole Hale? – usłyszałam za sobą delikatny, ale stanowczy i wyraźnie zniecierpliwiony głos wolontariusza karetki pogotowia. – Odejdź od tej dziewczyny. Musimy natychmiast zabrać ją do szpitala – wyjaśnił pospiesznie, kiedy odwróciłam się w jego stronę. Nawet nie zauważyłam, że po moich policzkach spływały łzy. Podeszły do mnie dwie dziewczyny, które poznałam poprzedniego ranka. Cleo i Monica, jak dobrze pamiętałam. Przytuliły mnie mocno i pocieszająco pogładziły po plecach, a ja wtuliłam się w nie i zaczęłam jeszcze głośniej łkać. Wolontariusze nie pozwolili mi jechać z Liv do szpitala, co przyprawiło mnie o jeszcze bardziej ponury humor.


Była godzina 17:46. Nie mogłam usiedzieć w miejscu. Coś mówiło mi, że muszę pójść do szkoły. Teraz. Ale dlaczego? Może ta cała scena z Liv źle na mnie wpłynęła. Tak to sobie tłumaczyłam, żeby nie zgłupieć. Tak naprawdę wiedziałam jednak, że chcę znów spotkać czarnookiego. Jakimś cudem wiedziałam również, że on także będzie w tej placówce. Że będzie na mnie czekał.
Zegarek na mojej szafce wskazuję 52 minuty po 17. Nie mogłam dłużej zostać w swoim pokoju. Po prostu podniosłam się z łóżka i powoli ruszyłam w stronę drzwi wyjściowych. Spotkałam się z współczującym spojrzeniem taty, który właśnie w tym momencie musiał wyjść z łazienki.
- Potrzebuję spaceru – wytłumaczyłam szybko, biorąc z wieszaka kurtkę i otwierając drzwi. Ojciec nie oponował.
- Zaraz się ściemni. Wracaj szybko – ostrzegł jedynie, a ja kiwnęłam głową, jednocześnie mijając go i wychodząc na zewnątrz. Wiedziałam, że rodzice mogą obserwować mnie z okna, więc starałam się wyglądać na taką, co błąka się bez celu, wyraźnie spaceruje, a nie pędzi na spotkanie z niemal nieznajomym sobie mężczyzną. Kilka razy zatrzymałam się, rozglądając i głęboko wzdychając, ale bałam się, że moje ruchy mogą okazać się zbyt nerwowe. Mimowolnie czas mnie gonił. Wreszcie na pozór spokojnym krokiem zaczęłam oddalać się w kierunku lasu, przez który chodziłam do szkoły. Tym razem pokonałam go w kilka minut, niemalże biegnąc. Kiedy łapałam za klamkę szkolnych drzwi, byłam kompletnie wycieńczona. Niestety, nie sprzyjało mi dzisiaj szczęście, bo kiedy nań nacisnęłam, okazało się, że wejście było zamknięte.
Idź od tyłu.
Myśl ta pojawiła się w mojej głowie tak szybko, że nie mogła należeć do mnie. Poza tym, to nie był mój głos. Wzdrygnęłam się, uświadamiając sobie, że już gdzieś słyszałam taki ton. Czarne oczy. Drapieżny uśmiech. Wstrząsnął mną pojedynczy dreszcz.
Bezwiednie powędrowałam w stronę ścieżki prowadzącej za budynek szkolny. Oddychałam nienaturalnie płytko, bowiem źle kojarzyła mi się ta część liceum. To tutaj znalazłam martwego Patricka. Od tamtego wydarzenia starannie unikałam tylnego wyjścia. Aż do teraz.
Kiedy przekroczyłam próg szkoły, odetchnęłam z ulgą, zerkając na zegarek. Była godzina 18:00.
Nie zdążyłam nawet pomyśleć o miejscu, w które miałam się udać, a moje nogi same zaczęły iść. Prowadziły mnie w stronę klasy dwadzieścia dziewięć. Wiedziałam, że czeka tam na mnie czarnooki. Dziwne było to, że nie mogłam przypomnieć sobie jego imienia.
- James – gwałtownie zachłysnęłam się powietrzem, widząc przed sobą te piękne, a zarazem tak niebezpieczne, ciemne tęczówki. Mężczyzna pojawił się przy mnie zupełnie niespodziewanie, bo od razu, gdy przekroczyłam tylko próg pracowni klasowej. Przysięgam, że po prostu utonęłam w czarnym złocie, jakie przelewało się w jego oczach. Kiedy już oderwałam od nich wzrok, wszystko wróciło.

- To nie ja go zabiłam - wydusiłam drżącym głosem, na co mężczyzna się zaśmiał.
- Oczywiście, że nie ty. To byłem ja - powiedział głośniej, wyraźnie zadowolony z siebie. Mnie zaś ogarnęła nowa fala strachu.

- Niemożliwe! Jak mogłam o tym zapomnieć?! – szeroko otworzyłam oczy, a James zaśmiał się, zaś jego twarz wyrażała satysfakcję. – Ty! – wskazałam na niego palcem, jednocześnie odpychając go od siebie. – Zabiłeś Patricka! – ledwo wierzyłam w to co mówię. – I kazałeś mi mówić, a ja mówiłam – przed oczami kolejno stawały mi wszystkie wspomnienia związane z Jamesem. – Kim ty do diabła jesteś?!
- Demonem – uśmiechnął się przebiegle. – Nie ruszaj się – mówiąc to, patrzył w moje oczy. W tym momencie nie tylko nie mogłam, ale i nie chciałam się poruszyć. Jego słowa miały taką moc…
Mężczyzna zmrużył oczy, z zadowoleniem obchodząc mnie dookoła. Zatrzymał się za mną, a jego usta nagle znalazły się niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Przytulił je do mego policzka, zjeżdżając niżej, aż do szyi. Tam się zatrzymał. Poczułam, jak otwiera usta; chciałam znaleźć się daleko stąd. Pragnęłam, aby moje wyjście z domu nigdy nie miało miejsca. Ale choćbym wkładała niewiarygodnie dużo siły w próby poruszenia się, nic się nie działo.
Jęknęłam, czując nagły ból pulsujący z miejsca, do którego przykładał usta mój oprawca. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że po moim dekolcie spływa krew, a James mruczy z lubością. Połączyłam fakty. Mój mózg pracował na najwyższych obrotach. Choć w głowie formowało mi się już prawidłowe słowo, nie mogłam uwierzyć, że legendy są prawdziwe.
Wampir.
Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam wydusić z siebie nawet pojedynczego dźwięku. Nagle zupełnie opadłam z sił. Moje nogi wydawały się być z waty – nieustannie uginały się pode mną, powodując jeszcze większy ból szyi. Kły Jamesa wyrządziły na niej wiele szkód.
W pewnym momencie przed oczami zaczęły pojawiać mi się czarne plamki. Powieki dziwnie mi podskakiwały, a umysł stał się niezwykle powolny. Odpłynęłam. Ostatnie, co zapamiętałam to zakrwawiona twarz młodego chłopaka, który starał się nie dopuścić do mojego omdlenia. To była twarz demona.


***

Nie potrafiłam wyrazić tego, jak bardzo pragnęłam otworzyć oczy. Chciałam się poruszyć, krzyknąć. Nie mogłam.
Poczułam jak ktoś przykłada mi do ust ciepły przedmiot. Może nie miałam racji, ale odnosiłam wrażenie, że było to ludzkie ciało. Mokre.
- Pij – usłyszałam ostre polecenie, a czyjeś palce rozsunęły mi usta, aby mogła do nich wpłynąć ciecz, sącząca się z czegoś, co ciągle miałam przy swojej twarzy. Nie wiedząc jak zareagować, po prostu się posłuchałam. Miałam wrażenie, że czuję rdzę i sól, jednak zignorowałam to, połykając nieznajomy płyn łyk za łykiem. W którymś momencie zostałam pozbawiona jego dopływu. Równoznaczna z tym była kolejna utrata przytomności.


*~*

Tak, tak, nie było 16 komentarzy, a szkoda. Postanowiłam jednak dodać czwarty rozdział nieco szybciej, żeby wynagrodzić co niektórym fakt, że poprzedni był bardzo krótki. Mam nadzieję, że sprostałam waszym wymaganiom. Czekam na komentarze. Again. 16 = następny.
Ponadto postanowiłam nieco porozgłaszać blog. Będziemy mieć swoje bannery. Póki co miałam czas wykonać tylko jeden, ale wkrótce powinno to się zmienić. Jeśli ktoś z was obecnych tutaj posiada inny blog, forum bądź jakąkolwiek stronę www chętną do wymiany, zapraszam do zgłaszania się w dziale "Wymiana".


Banner wygląda tak:

Zaś jego kod html:
<a href="www.allthatmattersxx3.blogspot.com"><img src="http://oi57.tinypic.com/32zuoic.jpg"></a> 

Wszystkie bannery będą umieszczane w wyżej wymienionym dziale, zaś te nowe - również prezentowane pod właśnie którymś z ostatnio dodanych rozdziałów. Jeśli uda mi się wykonać ich więcej przed opublikowaniem następnej części opowiadania - wrzucę je tutaj. No to chyba tyle. Całuski i uściski.
Jula xoxo

8 komentarzy:

  1. masz smykałkę do opowiadań,
    czekam na dalsze losy ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Podziwiam, jak już niedawno wspomniałam (nie tutaj, ale na River Downs) i życzę weny, a nawet jej nadmiaru bo naprawdę przyjemnie się czyta.

    OdpowiedzUsuń
  3. cudny *_* kiedy nowy ?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zależy to od liczby komentarzy. Chciałabym, żeby znalazło się tutaj ich przynajmniej 16, ale jeśli przez dłuższy czas to nie nastąpi, zadowolona będę z 10 ;). Wiem tylko, że na 100% będzie to jeszcze w tym miesiącu ;3.

      Usuń
  4. Niesamowity *-* Czekam na następny ;3

    OdpowiedzUsuń
  5. Świetne *.* Bardzo wciągające. Czekam na kolejny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  6. kiedy kolejny japierdzieleee nooooo :/

    OdpowiedzUsuń
  7. kiedy kolejny yyyyyyyyyyy

    OdpowiedzUsuń

Jeśli już tu jesteś, proszę, zostaw komentarz, żebym wiedziała, co myślisz o mojej twórczości. Jeżeli ci się spodoba - zaobserwuj. Dzięki liczbie komentarzy (a na asku - like'ów) mogę zorientować się w liczbie osób, które czytają moje powieści. O ile więc jesteś jednym z moich czytelników - zostaw po sobie jakiś znak ♥ .