poniedziałek, 31 marca 2014

Samotny Wilk: Rozdział 1

Przez większość swojego życia mieszkałam w Nowym Jorku. Było cudownie, bo wprost kochałam wielkie miasta. Nie stanowiło dla mnie problemu wyjść do centrum, świetnie się tam odnajdywałam. Uwielbiałam bez zapamiętania biegać po sklepach, niekoniecznie coś kupując. Typowa miejska nastolatka.
Z łatwością nawiązywałam nowe kontakty. Miałam mnóstwo koleżanek, chociaż z żadną z nich nie byłam dostatecznie zżyta. Lubiłam moje stare życie, choć nie było zbyt ciekawe. Pomimo wszystko było jednak moje.
Ale przecież moje życie nie mogło być normalne! Rodzice musieli wymyślić sobie tę przeprowadzkę akurat teraz, w samym środku roku szkolnego! Nie mam pojęcia w czym lepsze jest takie Aress od Nowego Jorku. Przecież to zwykła, zapadła dziura! Wioseczka z dwoma sklepami i tylko jedną szkołą!
W sumie nie wspomniałam o jednym tylko fakcie: moja mama dostała tutaj genialną wprost ofertę pracy. Oczywiście, nie wypytywałam się o nią, bo i po co. Wpierw musiałam poużalać się nad sobą i porządnie pożegnać z miastem. Skutkowało to niezłym kacem w dniu wyjazdu. A czy to ważne, że mam dopiero siedemnaście lat? Rodzice byli oczywiście źli, lecz nie dawali tego po sobie poznać. Wiedzieli, że kochałam Nowy Jork i ciężko mi jest go opuszczać.
A teraz siedzę na podłodze w moim nowym pokoju i słucham nowojorskiej muzyki. Moje czarne włosy opadają falami na me bose stopy. Ojciec od dawna błagał mnie, żebym w końcu je skróciła, ale ja uwielbiam je takie, jakie są. Gdyby nie sięgały do ud, a na przykład do ramion, nie byłyby już moimi włosami. Przynajmniej to się nie zmieniło wraz z przeprowadzką.
Kiedy tylko zaparkowaliśmy przed nowym domem, rodzice próbowali przekonać mnie do uroków mieszkania w takim miejscu. Ale mi się to nie podobało. A ta przestrzeń... przerażała mnie. To jednak na drugi dzień przeszli samych siebie. Kupili mi psa! Wielkiego dobermana, którego chciałam mieć odkąd pamiętam. Nie powiem, żebym się nie ucieszyła, ale nie sprawiło to, że polubiłam Aress.
- Nick, kolacja! - dobiegł mnie głos mamy. Wyszarpnęłam więc słuchawki z uszu i wyłączyłam odtwarzacz, z obojętną miną schodząc na dół. Nie żebym nadal była zła na rodziców, to byłoby dziecinne. Po prostu musiałam potrzymać żałobę po Nowym Jorku przynajmniej jeszcze jeden dzień. Ostatni. Bo już jutro... pierwszy dzień szkoły, a jednocześnie pierwszy dzień nowego semestru. Po prostu świetnie. Już widzę te kpiące uśmieszki, słyszę zgryźliwe komentarze. Wprost nie mogę się doczekać!
Zasiadłam przy stole, z niechęcią spoglądając na talerz. Nie byłam głodna. Zdecydowałam się jednak tym razem nie robić scen i po prostu chwyciłam widelec, powoli pakując jedzenie do ust. Czułam na sobie spojrzenie ojca i może mi nie uwierzycie, ale to na prawdę nie pomagało! Zgromiłam go wzrokiem, co sprawiło, że momentalnie przestał się gapić. Od razu lepiej. Po rozgrzebaniu jedzenia po prostu odeszłam od stołu, nie zawracając sobie głowy sprzątnięciem talerza.
Było późno. Uświadomiłam to sobie, zamykając okno, pod którym spał już mój nowy pies. Niechętnie przebrałam się w pidżamy, wskakując pod kołdrę. Wówczas poczułam, jak przytłacza mnie rosnący za domem las. Wydawał się napierać na mnie ze wszystkich stron, pogrążając w przerażającej ciemności, z której nie ma wyjścia. Nim się obejrzałam zawładnął mną paniczny strach. Słyszałam swój spazmatyczny, urwany oddech. Niewiele myśląc wyskoczyłam z łóżka, w błyskawicznym tempie zapalając lampkę. Z jej nierażącym, ale wyraźnym światłem czułam się o wiele bezpieczniej. Usnęłam z głową niemal pod jej kloszem, chociaż przywołanie snu zajęło mi masę czasu.

***

Biegłam przez las. Czułam na sobie czyjś wzrok. Tylko czyj? Zacisnęłam dłonie w pięści, jakby to miało pomóc. Wiedziałam jedynie, że muszę uciekać. I to już.
Palący ból rozdarł moją klatkę piersiową. Upadłam, pragnąc jedynie śmierci. Chciałam krzyczeć, ale nie mogłam. Coś poruszyło się gdzieś obok mnie. Nie chciałam wiedzieć, co to było. Skuliłam się, w oczekiwaniu na cios, kiedy na ziemi pojawił się nieznajomy cień...


***

Otworzyłam szeroko oczy, gdy tylko do moich uszu dotarły pierwsze dźwięki budzika. Nadal czułam resztkę adrenaliny, pulsującej w moich żyłach. Przepełniał mnie strach i dziwny przymus ucieczki. Nie miałam pojęcia, co oznaczał ten sen, ale sprawił on tylko, że jeszcze bardziej znienawidziłam Aress. Z sercem na ramieniu wysunęłam się spod kołdry, ostrożnie stawiając stopy na zimnej podłodze. Nagle wszystko zaczęło wydawać mi się podejrzane, niebezpieczne. Spokój przywrócił mi zniecierpliwiony głos mojej matki. Stanowczo za głośno rozmawiała z ojcem. Teraz jednak w ogóle mi to nie przeszkadzało. Ba, byłam im za to wdzięczna.
Nie byłam tchórzem. Na ogół brakowało mi raczej tego impulsu, który każe się wycofać; z uporem angażowałam się w nawet mało bezpieczne sytuacje. Nie było to dla mnie dobre, ale ignorowałam jakiekolwiek protesty rozumu, który czasem pojawiał się w mojej głowie. Ten sen jednak... Był tak realistyczny. Wierzyłam, że tam jestem i że powinnam robić to, co robiłam. A zazwyczaj wiem, że sen jest snem i po prostu rozkoszuję się brakiem możliwości doświadczenia czegoś takiego w prawdziwym życiu. Tym razem było zupełnie inaczej...
Przygotowanie się do wyjścia zajęło mi niecałe pół godziny. Kolejne piętnaście minut przeznaczyłam na spokojne zjedzenie śniadania i wysłuchania cennych rad matki. "Bądź miła", "Jeśli nie lubisz tego miejsca, przynajmniej udawaj", "Nie przesadzaj z sarkazmem"... A na koniec szantaż! "Bo nigdy nie znajdziesz sobie koleżanek"! Oto sposoby wychowawcze rodziców XXI wieku! A to dobre!
Wyszłam z domu wcześniej nie tylko dlatego, że nie chciałam się spóźnić, ale przede wszystkim z powodu rozmowy z moją rodzicielką. Była wprost nie do zniesienia.
Przechodząc obok lasu, mimowolnie przyspieszyłam. Jego widok przyprawił mnie o dreszcze i nieszczęśliwie przypomniał sen. Znów straciłam kilka minut na opanowanie swej wyobraźni i oszalałego serca. Dalsza część drogi poszła gładko. Nim się obejrzałam, stanęłam przed budynkiem szkoły. Nie wyglądał ładnie, ani nie kojarzył mi się z niczym przyjemnym. Nie był też jednak całkowicie brzydki, chociaż nie przypadł mi do gustu. Tęskniłam za Nowym Jorkiem.
Potrzebowałam nieco czasu, aby przygotować się psychicznie na reakcje innych uczniów, po czym energicznie i bez jakiegokolwiek zbędnego rozglądania się, przekroczyłam próg placówki. Idąc korytarzem, który porządnie przestudiowałam na mapce, jaką dostarczyła mi już wczoraj mama, nawet na moment nie podniosłam wzroku. Wolałam nie widzieć tego, co działo się w okół mnie.
W sekretariacie dowiedziałam się wszystkiego, co wiedzieć powinnam, odebrałam całkowity plan lekcji i wszelakie inne papiery, a potem ruszyłam na poszukiwania klasy, w której miałam pierwsze zajęcia. Nie mogło oczywiście obyć się bez wpadki. Kilka metrów przed pracownią, do której szłam, leżał plecak. Niewinnie stał sobie przy ścianie. Nawet nie zauważyłam, gdy ktoś niegrzecznie wepchnął go wprost pod moje nogi. Naturalnie, potknęłam się i z impetem wpadłam w ramiona umięśnionego chłopaka. Wydawało mi się, że był w moim wieku. Zanim zdążyłam się odezwać, w oczy rzuciły mi się jego złote włosy.
- Przepraszam - mruknęłam, nie patrząc jednak wprost na niego. Chciałam się odsunąć, jednakże on nadal trzymał mnie za ręce.
- Nic się nie stało - z tonu jego głosu wnioskowałam, że się uśmiecha, co tylko mnie zirytowało. Jego dłonie powoli zsunęły się z moich ramion, dochodząc do bioder i tam się zatrzymując. Poczułam stanowcze pociągnięcie i już po chwili niemal przytulałam się do nieznajomego mi mężczyzny. Oprzytomniałam, gdy ze śmiałością nieświadomego dziecka zaczął posuwać się coraz niżej. W ekspresowym tempie wyrwałam się z jego uścisku, zaraz wymierzając mu dość mocny cios w twarz. Wówczas, nadal nie patrząc mu w oczy, zabrałam z podłogi podręcznik, który wcześniej upuściłam, oddalając się spokojnym krokiem w stronę klasy. Odchodząc, usłyszałam jedynie przytłumione przekleństwa i zniekształcone groźby.

***

W głowie huczało mi od wrażeń z pierwszego dnia szkoły. Byłam dziwnie osowiała. Brakowało mi ochoty do wykonania choćby najmniejszego ruchu. Ślamazarnie wlokłam się w stronę wyjścia ze szkoły, gdy przypomniałam sobie, że muszę załatwić coś jeszcze w sekretariacie. Niechętnie zawróciłam, zmuszając się do przyspieszenia kroku.
Po wyjściu z biura szybko zadecydowałam, że wyjdę tylnymi drzwiami, żeby nie nadkładać niepotrzebnie drogi. Jak strzała wypadłam z budynku, przewracając się zaraz po przekroczeniu progu szkoły. Zdenerwowana wstałam z ziemi, odwracając się, aby sprawdzić, o co się potknęłam.
Wszelkie uczucia wyparowały ze mnie, pozostawiając panikę, przerażenie i nieprzyjemne ukłucie w żołądku. Przede mną leżało zakrwawione ciało chłopaka, którego dzisiaj uderzyłam.

*~*

Oto i pierwszy rozdział. Piszcie, co myślicie. 8 komentarzy (czytelników)  = następny rozdział.
xxx ~ Jula

wtorek, 18 marca 2014

Samotny Wilk: Prolog

Ciemność. Wszechogarniająca, przerażająca ciemność. Patrzę i nie widzę. Nawet nie wiedziałam, że tak można.
Widzę światło. Maleńkie, blade światełko. Tylko dlaczego jest wręcz idealnie okrągłe?
To księżyc. Wzywa mnie. Muszę iść.
Trzask. Ból. Ciemność. Światło. Ten schemat powtarzał się już od dobrych kilku godzin. Co się do cholery ze mną dzieje?!
Nie panowałam nad sobą. Z moich ust wydobywały się głośne, przepełnione cierpieniem krzyki. Dlaczego wydawało mi się, że każda, nawet najmniejsza kość w moim ciele pęka, łamie się, nienaturalnie wygina, zmienia swe położenie? I najważniejsze: dlaczego to aż tak boli?
Nieświadomie złapałam się za włosy, mocno zań pociągając. Usłyszałam kolejny, głośny trzask. Taki sam jak pozostałe, jednak w pewien sposób różny. Nie wiedziałam dlaczego, dopóki nie przyszedł ból. A potem była już tylko ciemność.

*~*

No to krótka zapowiedź :)). Wypowiadajcie się w komentarzach. Dzięki temu poznam waszą opinię, a także będę wiedziała, kto czyta moje wymysły ^^. Dziękuję za poświęconą mi uwagę. 5 komentarzy = pierwszy rozdział <3.
xoxo ~ Jula

środa, 12 marca 2014

Wstęp

Witam was serdecznie! Możliwe, że pamiętacie mnie jeszcze z mojego poprzedniego bloga, którego zamknęłam (a właściwie porzuciłam) w kwietniu poprzedniego roku. Dla tych zaś, którzy są tu nowi, pozwólcie, że się przedstawię.
Nazywam się Julita, mam 14 lat (a właściwie skończę je 11 listopada). Pasjonuje się jazdą konną, tańcem, muzyką. Interesują mnie wszelakie zjawiska paranormalne oraz istoty nadnaturalne. Poza tym uwielbiam czytać książki, szczególnie o wątku kryminalistycznym, fantasy czy po prostu traktujące o sytuacjach/istotach nadprzyrodzonych. Moim innym hobby jest szkicowanie, rysowanie oraz pisanie. Piszę teksty, najczęściej różnorakie wieloczęściowe opowiadania. I właśnie tym chciałam się zająć na tym blogu, z uwagi na to, że twierdzę, iż udaje mi się to całkiem nieźle i chciałabym się z kimś tym podzielić. Mam nadzieję, że moje opowiadania przypadną wam do gustu i zostaniecie ze mną na dłużej, regularnie zapoznając się z nowymi rozdziałami mojej powieści.
Dodatkowo chciałabym zapewnić was, że jeśli chcielibyście dowiedzieć się o mnie czegoś więcej, zawsze możecie zapytać - czy to w komentarzu, czy na asku (do którego skrót znajduje się po prawej stronie bloga). Proszę też o zostawianie mi znaków, które będą świadczyły o tym, że czytacie moje opowiadania: na blogspocie - w postaci komentarza, obserwacji; na asku w postaci like'a pod pytaniem z publikacją danego rozdziału, obserwacją. Z góry dziękuję za poświęcony mi czas i zapraszam do zapoznania się z moją twórczością :).

xxx ~ Jula