środa, 16 kwietnia 2014

Samotny Wilk: Rozdział 2

Patrick Watson. To jego znalazłam przed szkołą. Mówili, że popełnił samobójstwo, ale ja w to nie wierzę. Podobno był na prawdę bogaty, miał wszystko, czego chciał. Rodzice poświęcali mu każdą wolną chwilę, w szkole był lubiany. Dlaczego chciałby umrzeć? Wydaje się, że tylko ja zauważyłam niepasujące do siebie fakty. Reszta społeczeństwa Aress przyjęła to ze smutkiem, ale spokojem. Od razu zaakceptowali wersję podaną przez policję. Zero własnych inicjatyw, wątpliwości. A cała ta sytuacja była kompletnie pozbawiona jakiegokolwiek sensu. Dlaczego więc ludzie milczeli? Nie chcieli poznać realnego, bardziej prawdopodobnego ciągu wydarzeń? Czy tylko mi ta historia z samobójstwem wydawała się jednym wielkim absurdem? Szaleństwo.
Starałam się wsłuchać w rytmiczny odgłos swoich kroków, aby nie oszaleć z przerażenia. W głowie ciągle kotłował mi się obraz nieżywego Patricka. Oczywiście, miałam krótką rozmowę z psychologiem, który stwierdził, że szok powypadkowy jeszcze u mnie nie wystąpił, ale pojawić się może w każdej chwili. Pomimo to rodzice zgodzili się, abym do domu wróciła pieszo. Widocznie oni też przyjęli zdanie policjantów i Rady Miasta. Przerażające, jak wielką władzę ma w tej dziurze byle palant z plakietką służb miejskich.
Niepewnym, ale szybkim krokiem weszłam do niewielkiego boru, przez który chcąc nie chcąc, musiałam przejść, aby dostać się do domu. Niemal od razu tego pożałowałam, czując na sobie czyjś wzrok. Powietrze wydawało mi się gęstsze niż zazwyczaj, a blade słońce jak na złość schowało się za chmury. Wszystko to przypominało mi scenę z jakiegoś dennego horroru, tylko że teraz ten horror nie był już tak denny. Tętno mi przyspieszyło, a serce podskoczyło do gardła, gdy poczułam nagły, zupełnie niespodziewany podmuch wiatru. Nie miałam zamiaru się odwracać - zazwyczaj taka reakcja zapoczątkowywała niezwykle nieprzyjemne wydarzenia. Mimowolnie przyspieszyłam jednak, nawet nie próbując nad tym zapanować. Po prostu chciałam już stąd wyjść i najlepiej nigdy nie wracać. Wzdrygnęłam się gwałtownie, kiedy w głowie rozbrzmiało mi echo moich własnych kroków. Chociaż... Gdy bardziej się nad tym skupiłam, nie należały one do mnie. Zupełnie bezmyślnie odwróciłam głowę, spoglądając za siebie. Nie zobaczyłam tam nic niepokojącego, więc natychmiast odetchnęłam z ulgą, na powrót patrząc przed siebie. Stojący na mojej drodze mężczyzna sprawił, że automatycznie się zatrzymałam. Wzbudził we mnie dziwny lęk i przymus ucieczki. Zupełnie jak w moim śnie... Ja jednak nadal stałam niczym słup, wpatrując się w niego przerażonymi oczami. Oddychałam nienaturalnie szybko, a nogi rozstawiłam szeroko, nieco wykręcając je w bok, abym w razie potrzeby mogła jak najszybciej zbiec z tego koszmarnego lasu. Nieznajomy podszedł bliżej, a na jego twarzy widniał złośliwy, przyprawiający o dreszcze uśmieszek. Dopiero teraz rozpoznałam w nim jednego z kumpli Patricka. W głowie pojawiło mi się tylko jedno racjonalne wyjaśnienie tego spotkania. Ten chłopak myślał, że to ja zabiłam jego przyjaciela. Już chciałam mu to powiedzieć, jednak on był szybszy.
- Zapewne zastanawiasz się, po co cię nachodzę - wymruczał niskim, gardłowym głosem. Pewnie w innej sytuacji mógłby mi się wydać niebezpieczny i seksowny zarazem, ale teraz w oczy rzucała mi się jedynie ta pierwsza opcja.
- To nie ja go zabiłam - wydusiłam drżącym głosem, na co mężczyzna się zaśmiał.
- Oczywiście, że nie ty. To byłem ja - powiedział głośniej, wyraźnie zadowolony z siebie. Mnie zaś ogarnęła nowa fala strachu. Byłam pewna, że skoro mówił o śmierci i morderstwie z taką lekkością, był zdolny do wszystkiego. Ale znów: jeśli nie szukał mnie z zemsty, to po co?
- Dlaczego? - zapytałam, niezdolna sama do tego dojść.
- Wkurzył mnie - wzruszył ramionami, jakby zabójstwo było najnormalniejszą rzeczą na świecie. - Miałaś być moja - w jego oczach pojawił się niebezpieczny błysk, a ja wiedziałam, że już po mnie.
- Dlaczego? - nie przychodziło mi do głowy żadne inne pytanie. Ale czy ja właściwie miałam w tej chwili głowę tam, gdzie powinna być? Wydawało by się, że nie, skoro stoję tu i ot tak sobie rozmawiam z facetem, który mógłby zabić mnie bez mrugnięcia okiem.
- Nie udawaj, że nie wiesz, Nicole - wyraźnie zaakcentował moje imię, chociaż nie miałam pojęcia, skąd je znał. - Połowa szkoły ma na ciebie ochotę - zaśmiał się ironicznie. - Ale ty jesteś moja - spojrzał mi w oczy, a jego źrenice zwężyły się na krótką chwilę, zaraz jednak powracając do normalnego kształtu. Ja zaś przestawałam cokolwiek tu rozumieć.
- Mały test - mruknął mój oprawca. - Do kogo należysz, Nick? - uśmiechnął się przy tym podle, najwyraźniej usatysfakcjonowany.
- Do ciebie - odparłam bez zastanowienia, a sens moich słów dotarł do mnie dopiero po kilku sekundach. - Co?! Nie! Co ja do jasnej cholery mówię?! - złapałam się za głowę, pochylając do przodu i na moment tracąc z oczu mężczyznę.
- Mówisz to, co chcę słyszeć - usłyszałam szept, który przyprawił mnie o gęsią skórkę.
- Zabijesz mnie? - musiałam w końcu zadać to pytanie. Nie odpowiedział. Uśmiechnął się jedynie, badając moje ciało pełnym pożądania wzrokiem. Wzdrygnęłam się, stawiając krok do tyłu, ale on w ciągu ułamka sekundy znalazł się tuż za mną, uniemożliwiając mi ucieczkę.
- Jak ty to do diabła zrobiłeś? - zmarszczyłam brwi, wytężając wzrok. W lesie robiło się coraz ciemniej.
- Jestem James - przedstawił się, ignorując moje pytanie. Nagle zmaterializował się niebezpiecznie blisko mojej twarzy. Ale choć bardzo chciałam, nie potrafiłam się odsunąć. Jego czarne oczy przyciągały mnie z niezwykłą siłą. Powoli uniósł dłoń, wyciągając ją w kierunku mojej talii, kiedy dało się słyszeć warkot silnika. Z ulgą wypuściłam z ust powietrze, które wstrzymywałam tak od kilkunastu sekund. Poczułam się bezpieczniej, jakbym już była w domu. James zaklął szpetnie, jednym chwytem zmuszając mnie do ponownego spojrzenia mu w oczy.
- Zapomnij o tym spotkaniu, a także o wszystkim, czego wiedzieć nie powinnaś - znowu wykonał tę dziwną sztuczkę z źrenicami, po czym uśmiechnął się drapieżnie. - Do zobaczenia, Nicole - mruknął i już go nie było.

Stałam na środku drogi w jakimś ponurym, wyrwanym z najgorszych koszmarów, lesie. Sama. W LESIE. Samo to, że nie wiedziałam jakim cudem nagle zrobiło się tak ciemno nieźle mnie irytował. Na szczęście zza zakrętu właśnie wyłonił się samochód. Kiedy więc zatrzymał się obok mnie, nie myślałam o konsekwencjach swoich czynów, ale od razu wskoczyłam na miejsce pasażera, dopiero po chwili uświadamiając sobie, że mogłam wpakować się do auta gwałciciela lub seryjnego mordercy. Przeniosłam wzrok na kierowcę pojazdu. Był to niewiele starszy ode mnie chłopak. Miał kasztanowe włosy i szare oczy. Gdy dotarł do mnie jego uśmiech, odetchnęłam z ulgą.
- Cześć - przywitał się uprzejmie. - Jestem Sam.
- Nicole - niepewnie odwzajemniłam uśmiech, nadal nieco skołowana.
- Nowa? - upewnił się, rzucając mi ciepłe spojrzenie. Skinęłam głową, nie mając ochoty się odzywać. - Co robiłaś w lesie o tej porze? - zagadnął nieco nieśmiało, widocznie nie chcąc się narzucać.
- Właściwie to n... - urwałam w połowie, czując nagle, że nie powinnam wyjawiać mu prawdy. Miałam wielką dziurę w pamięci, a to nie wróżyło niczego dobrego. Zachowam to dla siebie - pomyślałam.
- Spotkałam kolegę - zgrabnie skłamałam. - Zagadaliśmy się - spojrzałam na niego, aby sprawdzić, czy połknął haczyk. Chyba się udało, bo powoli pokiwał głową.
- Radziłbym ci nie zatrzymywać się w takich miejscach. Czasem bywa tu niebezpiecznie - ostrzegł, uśmiechając się bezradnie. Skinęłam głową, pokazując mu, że zrozumiałam i dziękuję za radę, zaraz odwracając się w kierunku szyby.
- To tutaj - napomknęłam, wskazując palcem mój dom.
- Wow, mieszkasz na totalnym odludziu - zmartwił się mój towarzysz. - Tym bardziej musisz na siebie uważać - przypomniał, a ja uśmiechnęłam się, słysząc w jego głosie troskę.
- Będę, dzięki - chwyciłam za klamkę, czekając, aż Sam zatrzyma pojazd obok wskazanego przeze mnie domu. Zanim jednak zdążyłam wyjść, złapał mnie za ramię, mówiąc pełnym napięcia głosem:
- Nie żartowałem. Pilnuj się, Nicole. Nawet nie masz pojęcia, jakie rzeczy dzieją się w tych okolicach po zmroku - jego ostrzeżenie wywołało u mnie gęsią skórkę, a przed oczami, z niewiadomych powodów, stanęły mi czarne niczym smoła tęczówki. Tylko... Co one mogły oznaczać?

*~*

Czekam na wasze opinie. 11 komentarzy = następny rozdział.
Jula x